Nie mogę żyć bez luksusu.
Nie mogę żyć bez luksusu” mawiała moja koleżanka ze studiów. Jak już „przyszedł czas” to pracując w finansach sprawdziła status potencjalnych kandydatów a potem zakręciła się skutecznie obok jednego z kandydatów. Jest to zwierzęcy atawizm , który zgodnie z wykładnią lewicy jest tożsamy ze światem ludzi. Dawniej powabne koleżanki nazywały to „zaradnością” . W świecie zwierząt wygrywa najsilniejszy samiec, który zapewni potomstwu najlepsze geny. Dzisiaj jednak najsilniejszy samiec to ten, który ma najgrubszy portfel ale to nie oznacza przekazania najlepszych genów bo sukcesja potomstwa wcale nie musi mieć miejsca. Nawet więcej – jej może nie być wcale... Chodzi o łatwe życie. Głównym motorem różnych ruchów sprzeciwu społecznego są beneficjenci pracujący wg marksistowskiej terminologii w tzw. nadbudowie w obszarze nauk społeczno-politologicznych i prawnych. Przykładowo główna bojowniczka jest prawniczką i lesbijką jednocześnie żyjącą jak większość tzw. aktywistów z podatków, które są odprowadzane do budżetu lub fundacji i tzw organizacji pozarządowych. Te z kolei są wygodnym narzędziem destabilizacji innych państw przez hegemonów. W awangardzie postępu są kawowe „etaty uczelniane”. Czyli państwo na własny koszt funduje sobie destrukcję. Do tego dołączają wszelkie korporacyjne struktury wkręcające kurek do państwowych albo korporacyjnych rurek za pomocą nepotyzmu plemiennego, politycznego i obyczajowego. Ta armia „ludzi luźnych” powstała w ramach globalizacji na skutek transferu produkcji do Chin. Ludzie luźni to kategoria używana kiedyś w opisie ludności wiejskiej – byli tam kmiecie, zagrodnicy, chałupnicy i komornicy. Ludzie luźni to tacy , którzy nie posiadali żadnego majątku a dużo czasu poświęcali na przemieszczenie się i poszukiwanie pracy. Wyjście z tej patowej i patologicznej sytuacji jest związane ze zwiększaniem populacji „młynarzy, karczmarzy i rzemieślników” czyli przeniesieniem pożytecznej produkcji z Chin do krajów z których została wytransferowana na skutek tzw. globalizacji. Niestety nie są tym zainteresowani wyznawcy „boga kredyta” ponieważ znacząco to zmniejsza lokowanie ich produktu. Najbardziej zyskownym obszarem tego produktu są bowiem wszystkie struktury zatrudniające „ludzi luźnych” i wesołych.
tagi:
![]() |
peter15k |
28 października 2020 15:13 |
Komentarze:
![]() |
LoginNieznany @peter15k |
28 października 2020 15:39 |
Trafnie, z tym ze dziś "ludzie luźni" przemieszczają się nie w poszukiwaniu pracy, lecz pieniędzy. Umarli by, gdyby mieli stać 8 godzin przy taśmie, a co dopiero 10 lub więcej. Z punktu widzenia nadzorców rynku nie są potrzebni. Dlatego jako awandarda rewolucji, gdy przyjdzie co do czego, pierwsi będa stali pod ścianą razem z tej rewulucji jawnymi przeciwnikami.
![]() |
peter15k @LoginNieznany 28 października 2020 15:39 |
28 października 2020 15:54 |
Warto zwrócić uwagę że najbardziej "uziemioną " branżą są linie lotnicze, hotelarstwo i ogólnie swobodny przepływ ludności. Ciekawe kto weźmie w końcu ten rynek lotniczy prawie za darmo...
![]() |
BTWSelena @peter15k 28 października 2020 15:54 |
28 października 2020 18:23 |
Jak na razie "kto"przejmie rynek lotniczy za psi grosz to tajemnica..Jeszcze pandemia tak nie do końca całkowicie czkawką gospodarczą się odbiła. Rekiny czekają.Układ sił największych linii lotniczych w Europie i we świecie może zostać postawiony na głowie. Śmiertelni wrogowie i konkurenci zaczną zawierać sojusze.A w hotelarstwie juz jest krach,zadłużenia ponad 1 miliard(?) dalej rośnie i jak Jak szacują eksperci, spośród 7 tys. obiektów noclegowych aż 10 proc. zostało już wystawionych na sprzedaż...
![]() |
qwerty @peter15k |
28 października 2020 19:59 |
problem tzw. lużnych obywateli dotyczy tych, którzy mają tylko długi i zajęte konta bankowe i oni muszą się przemieszczać'; ot, dzisiejsi 'ludzie gościńca' i nie jest to efekt przenosin produkcji do Chin; opisy świata, że to i tamto bez analizy realnych danych dobre są przy piwie a i to nie zawsze; ludzi luźnych nikt nie chce zatrudniać a pracownicy korporacji lużni to wcale a wcale nie są
![]() |
peter15k @qwerty 28 października 2020 19:59 |
28 października 2020 22:14 |
Sam tylko deficyt w handlu z Chinami kosztował USA 3, 7 mln miejsc pracy.
Growing China trade deficit cost 3.7 million American jobs between 2001 and 2018
https://www.epi.org/publication/growing-china-trade-deficits-costs-us-jobs/
(… ) każdy 1 miliard dolarów importu z innego kraju prowadzi do utraty miejsc pracy - poprzez eliminację istniejących i zapobieganie tworzeniu nowych - ponieważ import wypiera towary, które w przeciwnym razie zostałyby wyprodukowane w Stanach Zjednoczonych przez pracowników lokalnych (... )
![]() |
SalomonH @peter15k 28 października 2020 22:14 |
29 października 2020 11:57 |
To nie działa w ten sposób. W tej chwili mówi się, że jeśli coś nie jest made in China, tylko USA, to jest robione przez więźniów. Ostatnio któryś stan zapłacił więzienniczej firmie odszkodowanie za niedostarczenie zakontraktowanej liczby więźniów. Nie da się odtworzyć amerykańskiej produkcji ot tak, zmiany poszły za daleko, tzw. kapitał ludzki jest nie do odzyskania, brakuje specjalistów i personelu, przemysł który był, budował się przez pokolenia i przez pokolenia tylko mógłby zostać odbudowany. Ale raczej nie będzie.